Wielki dzień - zaskoczenie
Ni stąd, ni zowąd, mimo kilkuletniego czekania i marzeń, budowa mnie zaskoczyła. Jak to możliwe? Wszystko wydaje mi się nierealne, a ja dziwię się jak szybko zmienia się działka. To już nie "ogród babićki", ale miejsce gdzie powstaje "nasz dom":)
Któregoś dnia zapytałam męża:
- To kiedy w końcu przyjedzie ta koparka? (słyszałam że w tym tygodniu, więc w moim pytaniu chodziło o dzień).
Mój mąż na to, spoglądając na zegarek:
- Za jakąś godzinę:D
Hehe no tak, wydało się o czym ostatnio myślałam. Przez chrzciny i święta nie miałam głowy do budowy:)
A więc było tak:
Najpierw usłyszałam warkot czegoś dużego na ulicy. Skoczyłam do okna, a tam... kopara:
Nie tak żółciutka, i nie tak piękna jak się spodziewałam, jak marzyłam, ale za to zrobiła nam taką cudną dziurę, że przerosło to moje oczekiwania;) I jak to człowiek może się cieszyć z takiego bajzlu na własnej działce!;)
Dziura okazała się olbrzymia i zaczęliśmy się zastanawiać czy oby na pewno stanie tu jeden dom, czy może dwa.
Następnego dnia mój najlepszy teść;) ze swoją ekipą, która na co dzień jest firmą dekarską, wkroczyli by przygotować ławy.
Jak na perfekcjonistów przystało, wszystko poszło ekspresowo i w dodatku nie można się było do niczego przyczepić, choć naprawdę starałam się patrzeć na ich poczynania krytycznie;)
Przyjechała przepiękna betoniareczka, taka całkiem maleńka...
Ani się obejrzeliśmy, a tu już ławy zostały zalane: